Zawijańce, cynamonki, ślimaki. Bez względu jak je nazwiemy, każdy lubiący ten szwedzki przysmak, będzie wiedział, że chodzi o te słodkie ;) Może i są czasochłonne, ale jedno jest pewne, warto znaleźć czas na krzątanie się po kuchni!
Nie mogłam już dłużej odpowiadać w domu, że jutro się tym zajmę. Zostałam postawiona pod ścianą, a raczej w kuchni przed blatem i musiałam zakasać rękawy i zabrać się za pichcenie ;) Uważajcie, bo kanelbullar są bardzo uzależniające i nie skończy się na jednym ciastku! Będziecie tak długo po nie sięgać, aż zjecie wszystkie!
Tyle na wstępie. Czas na przepis!
Potrzebujemy:
Zaczyn i ciasto:
40 g świeżych drożdży
niepełna szklanka letniego mleka
100 g cukru
500 g mąki + niewielka ilość do podsypania
1 jajko
1 płaska łyżeczka soli
Nadzienie cynamonowe:
80 g miękkiego masła + dodatkowe masło do smarowania
10 łyżek cynamonu (około 2 opakowań)
12 łyżek brązowego cukru
Na wierzch:
1 jajko
1 łyżka mleka
cukier brązowy
Drożdże rozkruszamy palcami, wrzucamy do wielkiej miski i dodajemy łyżkę cukru (odejmujemy od zważonych 100 g). Całość zalewamy mlekiem, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 15 minut, by zaczyn zaczął pracować.
Połowę potrzebnej mąki łączymy z solą, wsypujemy do zaczynu. Na końcu dodajemy jajkoa. Dokładnie mieszamy, przykrywamy i odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę.
Czas na dodanie pozostałej ilości mąki, resztę cukru i miękkie masło. Wyrabiamy ciasto tak, aby wszystkie składniki się ze sobą połączyły, a ciasto odchodziło od dłoni. Jeśli ciasto przykleja się do rąk, podsypujemy małą ilością mąki. Następnie ponownie przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na pół godziny.
W osobnej miseczce łączymy cynamon z cukrem.
Wyrośnięte ciasto wykładamy na stolnicę i dzielimy na kule. Chyba tak będzie najwygodniej, przynajmniej dla mnie jest to dużym ułatwieniem. Formujemy z nich „węże” jakbyśmy robili kopytka, by później je rozwałkować. Najprościej mówiąc, ma powstać dłuuugi prostokąt ;)
Każdą rozwałkowaną część smarujemy masłem i na całej długości posypujemy cynamonem z cukrem. Możemy pomóc sobie dłońmi i zafundować sobie mini peeling opuszków ;)
Teraz zabieramy się za zwijanie ciasta, z którego powinna powstać nam rolada. Każdy rulonik kroimy w plastry i rozkładamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Ponownie przykrywamy (obiecuję, że to ostatni raz, bo przecież wypadałoby zbliżyć się ku końcowi ;)) i odstawiamy na 20 minut.
Przed włożeniem do piekarnika, każde ciastko smarujemy roztrzepanym jajkiem z mlekiem i posypujemy odrobiną cukru brązowego. W sumie, każdy cukier jaki mamy pod ręką się nada ;)
Pieczemy w rozgrzanym piekarniku do 200’C przez 8-12 minut. Najlepiej zerkać, co jakiś czas na nasze słodkie, by zarumienić je, a nie spalić na węgiel.
Wyciągamy z piekarnika i gdy tylko odrobinę ostygną, przygotowujemy kawę i możemy się delektować pysznościami ;)