Wchodzi kawa, cała na czarno, czyli moja kawiarniana trójka w Poznaniu!

Ostatnie kilka (albo i kilkanaście) tygodni spędziłam nad ogarnięciem tego, czy maleństwo bloguje będzie dalej żyło, czy się pożegnamy. Doszłam do wniosku, że jednak nie potrafię zamknąć na cztery spusty czegoś, co sprawia mi radość. Jedzenie jest cudowne, ale czasem miło napisać kilka słów od siebie, więc maleństwo bloguje zostaje! Ze spokojem tam :)
Ze wstydliwym rumieńcem na twarzy spoglądam na ostatnią datę publikowanego tekstu… o zgrozo! WRZESIEŃ, czyli zrobiłam to źle. Skoro postanowiłam wrócić, tak na dobre, to na rozpoczęcie napiszę o czymś, co sprawia mi po jedzeniu, drugą radość w życiu. Kawa. Czarna, z mlekiem, posłodzona, gorzka, alternatywna, z ekspresu, od koloru do wyboru. Momentalnie mam uśmiech na twarzy, gdy idę do swoich ulubionych kawiarni w Poznaniu i dostaję to, po co przyszłam. Po wspaniały, czarny nektar, który potrafi zamienić nawet najgorszy dzień na lepszy.
Od jakiegoś czasu w Poznaniu można zaobserwować przyrost dobrych miejsc, gdzie bariści, jak i sami właściciele, zwracają dużą uwagę na to w jaki sposób jest przyrządzana u nich kawa. Pochodziłam, niejedną kawę wypiłam, niejedno słodkie posmakowałam i doszłam do swojej ulubionej, wychodzonej TRÓJKI! O innych kawiarniach rozpiszę się u Maćka ;) Czekajcie!

Moją największą, kawową miłością jest MINISTER CAFE. Tutaj na samym starcie, czujesz się jak u siebie. Pracują tutaj super ludzie, że czasem wracasz dla nich :) Później dla kawy i słodkiego. Przyznam się cichaczem, że dane mi było pracować tam kilka dni. Jednak miłość do social media plus jedzeniowe projekty okazały się silniejsze, ale do dzisiaj wspominam z sentymentem te kilka zmian. Wraz z IGERSAMI, odwiedzam to miejsce minimum raz w tygodniu, więc nieoficjalnie mianowaliśmy kawiarnię naszym miastowym centrum dowodzenia ;)
W skrócie, to miejsce ma duszę. Pniesz się przez wysokie schody, by następnie chodzić po skrzypiącej podłodze, sprawdzając godzinę na zardzewiałym zegarze, wypić kawę przy melonikowych lampkach i z Ministrem za plecami. 
Wypiłam tutaj cysterny dripów i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, że mój wybór okazał się błędem. Za każdym razem wychodzę szczęśliwa, bo mała czarna, bo ludzie, bo miejsce! Dodatkowo karta jedzeniowa, czyli śniadania, panini (wege i mięso), pastrami. Dla każdego coś dobrego, albo dla każdego brzuszka coś dobrego. Okeeej, zrobiłam się głodna!




STRAGAN KAWIARNIA to w sumie taka sąsiadka Ministra :) Pamiętam jeszcze czarną tablicę w Straganie, która teraz jest biała. W sumie już pyknęło nam trzy lata jak się znamy! To tutaj wypiłam swojego pierwszego dripa i od tego czasu zakochałam się bez opamiętania w alternatywnym parzeniu kawy. Odchodząc na chwilę od tej czarnej substancji, sam wystrój kawiarni jest OBŁĘDNY. W sensie, ceglaste ściany, których jestem wielką fanką! Boge boge boge! Do tego stoliki i oszklona sciana przez którą możesz obserwować przechodniów. Teraz mi nie mówcie, że tego nie robicie :> Przecież widzę jak się teraz uśmiechacie :D Wisząca lampka zrobiona z filtra aeropressu, cały drewniany bar i ściana, gdzie przypinane są opakowania od kaw, które zostały wypite do ostatniego ziarenka. Jeśli nie zakochaliście się w wystroju, dalej o kawie ;)
Od postawy, czyli dripa po syfon, który w Poznaniu nie był zbyt popularny. Większa goryczka, może trochę posmaku owocowego, tutaj serio dostaniesz tego po co przyszedłeś, czyli po dobrą kawę. Podoba mi się też ich zasada, której się trzymają od samego początku. Zrobią kawę i gdy widzą, że chcesz posłodzić, proponują najpierw byś posmakował napoju gorzkiego. Wtedy czujesz prawdziwy smak kawy, a nie słodkość. Przecież picie tej małej czarnej polega na delektowaniu się nią, nie? :)




TŁOK, jak sama nazwa wskazuje jest małą kawiarnią. Może rozmiarami nie powala na kolana, ale poziom serwowanej kawy i wypieków robi swoje! Jeżyce od kilku lat (no dobra, od 3) przechodzą swoją drugą młodość i znajdziemy tutaj kilka ciekawych miejsc, które rozkochają nas w sobie od przekroczeia progu. Tak właśnie było z Tłokiem. Żurawia 13 przez dłuższy czas była przepisywana z tygodnia na tydzień, aż w końcu, całkiem przypadkiem dotarłam do miejsca docelowego. Pierwsza myśl; „jak tu ciasno”, druga (bardzo kobieca) myśl: „gdzie jest łazienka?!”, a trzecia: „uff drip :)”. Przyszłam raz, przyszłam drugi, przyprowadziłam ze sobą moją randkę (chyba randkę), później Igersów, aż na końcu moja Ruuu się załapała :) Do tego, w miejscach kawiarnianych, oprócz dobrej kawy, chcesz poczuć się szczególnie, a Tłok właśnie to oferuje. Możesz się integrować i z czworonogami i z innymi sympatykami tego miejsca. Zamienić kilka słów z baristami. Przy siorbaniu i sprawdzaniu, gdzie uciekł ostatni okruszek ciasta, możecie pograć w gry. Serio, jest to cudowne miejsce :) O RANY! Zapomniałabym o najważniejszym! Łazienka! Po prostu zejdźcie piętro niżej :)





Skoro weekend za pasem, już wiecie, gdzie można go spędzić :)