Pan Pietruszka i Pan Orkisz.

Zwariowałam! Serio. Znowu coś zielonego na Maleństwowej Wildzie ;)
Dzisiaj swój debiut zalicza pietruszkowe pesto. W sensie na blogu! 
Wspominam o nim często na Facebooku i na Instagramie, więc pora o tym napisać a nie tylko zdjęcia i zdjęcia ;)
Czyli co, zabieramy się za obiad?! ;)


Potrzebujemy:

pęczek natki pietruszki
łyżka łuskanego słonecznika
1/2 małej papryczki chilli
łyżka starego sera
2 ząbki czosnku
7 łyżek oliwy z oliwek 
płaska łyżeczka cukru
sól
pieprz
porcję makaronu orkiszowego (kupiłam tutaj)



Najprościej na świecie, powielamy czynności z jarmużowego przepisu… czyli:
natkę pietruszki płuczemy, osuszamy papierowym ręcznikiem i wrzucamy do blendowania. Bach! Słonecznik chwilę prażymy na rozgrzanej patelni, by później dodać go do zielonej naci. Czosnek obieramy, kroimy na mniejsze cześci. Papryczkę wrzucamy „ot tak”. Najlepiej pokroić ją drobniej nożyczkami… wolę robić to tak, bo mam tendencję do wkładania paluchów do oka i później masz babo placek -_- ała! Dobra, teraz czas na starty ser i oliwę z oliwek. Noooo! Rzecz jasna na samiutkim końcu przyprawiamy i dodajemy sok z cytryny! Takie ważne a jeszcze bym zapomniała :( Starośc i skleroza. Tyle zła!
Teraz ten przyjemny czas, bo blendujemy do uzyskania prawidłowej konsystencji ;)
Gotujemy makaron al dente, łączymy z pesto. Posypujemy serem, natką pietruszki i… obiad gotowy ;)
Kolejny zielony dzień zaliczony! :)




Miłego! :)