Łasuchowe szaleństwo na Kwiatowej ;)

Tadam! Kolejne miejsce mogę spokojnie wykreślić ze swojej listy. Normalnie lecę jak szalona ;) Trochę chyba przesadziłam, bo nie umiem ani szybko biegać (no jedynie, że na tramwaj), ani latać ;) Coś poszło zdecydowanie nie tak… 

No ale my tutaj o Łasuchu! ;) Chwila… musze poszukać portfela i wyciągnąć wizytówkę, którą zwinęłam z lokalu ;) Skoro była ładna, to nie mogłam się oprzeć, by zawędrowała do mojego porfelika ;)

Natalia i Filip. Filip i Natalia. Sądząc po tym, kogo zastałam za ladą, obstawiam, że poznałam Filipa. Jednak na zapleczu było słychać damski głos, który zapewne należał do Natalii ;)

Podczas króciutkiej rozmowy, dowiedziałam się, że Łasuch istnieje od 3 miesięcy. Z zewnątrz wygląda totalnie niepozornie, jednak cały urok kryje się w malutkim wnętrzu. Co prawda, mają mało miejsca, by usiąść na chwilę i rozkoszować się słodkim, które jeszcze przed chwilą wylegiwało się w piecach, które widzimy na samym wejściu ;) 

Możemy wipić kawę, herbatę. Poczytać jakieś czasopismo. Nawdychać tego cudownego zapachu, jakimś jest zapach pieczonych słodkości. 

Nawet gdybym była upierdliwą babą, nie miałabym się do czego przyczepić ;) Tam jest cudownie! Smakowicie (bo przecież to o smak chodzi!) i tak łaaaadnie, że mogłabym tam spędzić całe popołudnie i jeść wszystko, co tylko wyjdzie z rąk Natalii i Filipa ;)
Z czystym sumieniem, powiadam Wam, że kierujcie swoje nogi na Kwiatową 11/1a. Zapamietajcie i… co Wy tu jeszcze robicie? ;)

No! Żeby nie było, że nic nie spróbowałam, a tak zachwalam… zjadłam najpyszniejszego batona musli w moim krótkim życiu! Serio! Zjadłam go szybciej niż zakodowałam w głowie, że zjadłam jego połowę… Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam pusty papierek :( Smutam mocno. Dobrze, że na Kwiatową mam blisko <3

#lowkilowki (Twitter zrozumie ;))